Iron Maiden powstał w 1975 roku w stolicy Wielkiej Brytanii. Nazwa wzięła się od starożytnego narzędzia tortur zwanego Żelazną Dziewicą. Zespół jest przedstawicielem NWOBHM (New Wave of British Heavy Metal - Nowa Fala Brytyjskiego Heavy Metalu, był to gwałtowny przyrost ilości zespołów heavy metalowych w Wielkiej Brytanii).
Pierwszy skład zespołu to: Paul Day (wokalista), Terry Rance (gitarzysta), Dave Sullivan (gitarzysta), Steve Harris (basista) oraz Ron Matthews (perkusista). Debiutowali w pubie Cart & Horses. Jednak niedługo potem nastąpiła zmiana składu grupy: Dennis Willock zastąpił Daya, Sullivana - Bob Sawyer, zaś Rance'a - Dave Murray. Sawyer szybko opuścił zespół, a w jego ślady poszedł Murray. Na początku 1977 roku do zespołu dołączyli Tommy Moor (grający na klawiszach), Barry Graham (perkusja) oraz Tony Wapram (gitara). Moor nie zdążył wczuć się w zespół - został wyrzucony po pierwszym koncercie. W późniejszym okresie 1977 roku odszedł Wapram, zaś powrócił Murray. Nie była to stała zmiana - po kilku miesiącach skład grupy znów się zmienił. Tym razem muzykami Żelaznej Dziewicy byli: Murray, Harris oraz "nowi": Paul Di'Anno jako wokalista, Doug Sampson na perkusji, Paul Clairns (którego szybko zastąpił Paul Todd i Tony Parsons).
W tym składzie zespół nagrał taśmę-demo na której znajdowały się utwory takie, jak Prowler, Iron Maiden, Strange World i Invasion. Wtedy nowy manager zespołu - Rod Smallwood - doprowadził do podpisania kontraktu z wytwórnią EMI Records. Pierwsza płyta (jej tytuł to po prostu Iron Maiden) została nagrana w składzie: Paul Di'Anno (wokal), Steve Harris (gitara basowa), Dave Murray (gitara), Dennis Stratton (również gitara) oraz Clive Burr (perkusja). Płyta odnosła pewien sukces, jednak szybko z zespołu wyleciał Dennis Stratton. Nie wiadomo, czemu tak się stało. Jego miejsce zajął Adrian Smith.
W 1981 wyszła druga płyta zespołu - Killers. Dzięki niej, zespół zyskał popularność. Podczas trasy promującej album z zespołu z powodu narkotyków i alkoholu został wyrzucony Paul Di'Anno. Zespół na jego miejsce przyjął Bruce'a Dickinsona. Wraz z nim wydali płytę The Number of The Beast. Płyta zajęła 1 miejsce najpopularniejszych cd w Anglii. Z powodów zdrowotnych Clive Burr został zastąpion przez Nicko McBrain.
W 1983 zespół wydał Piece of Mind. Była to pierwsza ich płyta, która uzyskała status platynowej. Rok później światu pokazał się kolejny album - Powerslave. Ten również odniósł spektakularny sukces.
Wtedy też Iron Maiden po raz pierwszy odwiedzili Polskę (Warszawa, Łódź, Poznań, Katowice - koncerty w tych miastach zaczynały nową, trwającą 1 rok, trasę IM). Koncerty były robione z wielkim rozmachem. Podczas koncertów w Kalifornii i Londynie nagrano CD koncertowe Live after death, wydane w 85. Następny album - Somwhere in time - był w nieco innym stylu, jednak również zyskał popularność.
W 1988 roku światło dzienne ujrzała płyta Seventh Son of a Seventh Son. Według wielu, był to najlepszy krążek Żelaznej Dziewicy. W Anglii płyta zadebiutowała na liście najlepszych płyt na... pierwszym miejscu! W 1990 roku od zespołu odszedł Smith, a jego miejsce zajął Janick Gers. Gers był – lekko mówiąc – żywiołowy, co dodawało koncertom smaku.
Rok 1990 przyniósł No Prayer for the Dying. Jak zwykle – płyta sprzedawała się wspaniale, jednak spotkała się z różnymi opiniami. 2 lata później Iron Maiden „zaatakowało” nas kolejną płytą – Fear of The Dark. Jest to najdłuższa płyta w historii zespołu. Jednak ona też spotkała się z wieloma opiniami, jednak moim zdaniem – jest fantastyczna.
Na początku 1993 roku Dickinson niespodziewanie ogłosił, że zamierza opuścić zespół. 28 sierpnia odbył się pożegnalny koncert, który był przeplatany przedstawieniami. Podczas, gdy zespół szukał nowego wokalisty, zostały wydane 3 krążki koncertowe: Real Dead One, Real Live One oraz Live At Donnington. W 1994 roku ogłoszono, że nowym wokalistą zostaje Blaze Bayley. Nie była to najszczęśliwsza (moim zdaniem) decyzja – jego głos był nieporównywalnie gorszy, niż głos poprzednika. Mimo to, Maideni nagrali The X Factor, The Best of The Beast (jak sam tytuł mówi, był to zbiór najlepszych kawałków) oraz Virtual XI. W tym czasie 2 razy odwiedzili Polskę (trasa The X Factor i Virtual XI).
Na początku 1999 roku do zespołu powrócił Dickinson na miejsce Bayley’a. Pojawił się też Smith. W takim składzie rozpoczęto trasę koncertową Ed Hunter promującą grę o tym samym tytule. Pojawienie się dodatkowego gitarzysty zmusiło zespół do przerobienia starych utworów – i był to strzał w dziesiątkę.
2000 rok przyniósł nam Brave New World. Tym razem zespół po raz kolejny odwiedził Polskę. Płyta (trzeba zaznaczyć, że w nieco innym stylu, niż 'starzy dobrzy maideni lad 80tych', ta i wszystkie kolejne są już spokojniejsze). sprzedawała się wspaniale (czy kogoś jeszcze to dziwi? ;) ). W 2002 roku wydano kolejną składankę najlepszych utworów – Edwart The Great.
Rok później wyszedł kolejny album studyjny – Dance of Death. Płyta miała dość dziwną (czyt.: kiczowatą) okładkę, jednak zdaniem zespołu – był to efekt zamierzony. Płyta oczywiście też została hitem, a niemal każdy fan maidenów zna wybitny Paschendale. Oczywiście, na płycie znalazły się też inne wspaniałe utwoty, ale ten wymieniony jest po prostu nieziemski. W 2005 roku wyszedł kolejny album koncertowy – Death on The Road, wydano też DVD o tym samym tytule.
Rok 2006. 28 sierpnia. Końcówka wakacji. Premiera kolejnej studyjnej płyty! Szum wokół A Matter of Life and Death był bardzo duży. Kilka tygodni przed premierą pokazano teledysk do singla Reincarnation of Benjamin Breeg, co tylko zaostrzyło apetyt fanów (był to pierwszy utwór, który zostałudostępniony opinii publicznej). Kilka dni przed premierą dane nam było odsłuchać również 2 innych utworów z płyty. Co do samego longplay'a, spotkał się on z naprawdę sprzecznymi opiniami. Kilka ważnych czasopism oceniło płytę jako Klasyk, fani szaleli z radości, ale pojawiły się też głosy negatywne. Wielu osobom (fanom!) nie podobał się nowy styl Maidenów, który w niemal niczym nie przypomina zespołu z lat osiemdziesiątych. Nowa płyta jest bardziej w stylu progresywnego rocka, niż starego heavy metalu, ale - w mojej opinii - brzmi równie dobrze. Niestety, nie uwzględniono Polski w trasie koncertowej promującej płytę.